piątek, 12 września 2014

Powidła pieczone


Powidła to chyba najpopularnieszy sposób przetwarzania wegierek. W tym roku odkryłam, że można je robić prostszą metodą, a co najważniejsze - bez przypalonego garnka!
Po prostu śliwki myjemy, wyjmujemy pestki i wkładamy do dużego naczynia żaroodpornego lub żeliwnego garnka. Wstawiamy do piekarnika na 150 stopni i po prostu pieczemy 3-4 dni po 2 godziny dziennie bez przykrycia. Nie mieszamy w trakcie!


Dopiero po wyjęciu z piekarnika każdego dnia można je przemieszać a ostatniego dnia ewentualnie dodać cukier. Ja dodałam ze 30 dkg na 4 kg owoców. Odlewałam też przez pierwsze dwa dni sok, bo wydawało mi się go za dużo (zużyłam do zrobienia kompotu).
Gotowe powidła przekładamy do słoików, ja jeszcze pasteryzowałam przez 5 minut.



czwartek, 11 września 2014

Dżem z węgierek i antonówek


Ponieważ w tym roku jest w zasadzie klęska urodzaju owoców, żal nie skorzystać z darów natury. Generalnie węgierki to tym lepsze im dojrzalsze, a im dojrzalsze tym słodsze, co ma miejsce zazwyczaj pod koniec września, jednak w tym roku pory roku jakoś przyspieszyły i u mnie węgierki już teraz zaczynają marszczyć się przy ogonku (oznaka pełnej gotowości przetwórczej). W dodatku obrodziły wyjątkowo i przerobiłam ich chyba ze 20 kg. Na pierwszy ogień poszedł dżem z dodatkiem antonówek, które też występują w słusznej ilości tego roku.




Na dżem potrzebujemy:
wegierki
antonówki lub inne jabłka
cukier
Proporcje i ilości są dowolne

Węgierki myjemy, wyjmujemy pestki i wrzucamy do dużego garnka  z grubym dnem. Smażymy na małym ogniu. Jabłka obieramy, wykrawamy gniazda nasienne i kroimy na kawałki.
Wrzucamy do innego garnka i dusimy przez kilkanaście minut do zmięknięcia. Łączymy ze śliwkami i tak na małym ogniu dusimy razem, mniej więcej przez 2-3 dni po godzince, półtorej. Na koniec dodajemy do smaku cukier (zużyłam ok. 70 dkg na 10 kg owoców łącznie). Gorący dżem nakładamy do słoików i pasteryzujemy 5 minut.

wtorek, 9 września 2014

Dżem mirabelkowo-jabłkowy


Mirabelki się kończą, ale jabłek w tym roku pod dostatkiem. Toteż gdzie mogę, tam je dokładam. W tym roku wiele moich dżemów ma je w składzie. Przez to zyskują na łagodności i ciekawym smaku.
Na dżem potrzebujemy:
Na 1 kg mirabelek - 1 kg jabłek
cukier do smaku, u mnie było to 0,5 kg bo mirabelki są kwaśne.
Oczywiście jeśli chcemy więcej dżemu to proporcje zwiększamy, z tej porcji wychodzi ok. 7 słoiczków.

Jabłka obieramy, wycinamy gniazda nasienne, kroimy w kawałki i rozgotowujemy przy użyciu minimalnej ilości wody.
W drugim garnku rozgotowujemy mirabelki, co trwa naprawdę chwilkę, a potem gorące przecieramy przez sitko wprost do garnka z jabłkami. Pozwalamy im jakiś czas gotować się razem na małym ogniu. Dodajemy cukier. Gorący dżem przekładmy do słoików, które pasteryzujemy ok. 5 minut.

Wychodzi pyszny, złocisty dodatek do bułki z masłem lub chałki.

poniedziałek, 8 września 2014

Buraki liściowe, czyli buraki, które wcale nie okazały się burakami


Lubicie botwinkę? Pewnie tak, ja też. Dlatego wiosną postanowiłam, że w tym roku będzie jej pod dostatkiem. Posiałam buraki liściowe, bo - jak mi się wydawało - połączę przyjemne z pożytecznym i będę mieć liści do zupy pod dostatkiem. Akurat! To co widzicie na zdjęciu to właśnie one- w niczym nieprzypominające w wyglądzie botwinki liście. No i niestety, w smaku też jej nie przypominają.
Odnalazłam torebkę po nasionach i doczytałam, że "liście przygotowuje się jak szpinak, ogonki liściowe jak szparagi". Niestety, ani jedno ani drugie się nie sprawdziło... Owszem, zerwałam, umyłam, pokroiłam i do gara na maśle, podsmażyłam, udusiłam podlewając wodą, dodałam sól, pieprz i czosnek. Zjedliśmy  udając, że to szpinak, ale zupełnie bez szału.
Cóż, na drugi raz poczytam informacje jeszcze przed siewem :) Ale powtórki już nie będzie.

A może Wy macie jakieś pomysły na smaczną potrawę z buraków liściowych?

wtorek, 2 września 2014

Książki w sierpniu 2014

Tym razem tylko dwie - to z racji urlopu. Ale za to jakie! Na książkę Julii Powell miałam ochotę odkąd obejrzałam film pod tym tytułem a jeszcze wcześniej przeczytałam "Moje życie we Francji" Julii Child. Zaś "Czerwona królowa" to kolejna klasyka autorstwa mojej ulubionej Philippy Gregory.

1) Julia Powell " Julie i Julia"

Julia Powell, autorka tej książki ma niewątpliwy talent pisarski. Jednak gdy zaczynałam czytać książkę kompletnie nie mogłam się połapać o co w niej chodzi i gdyby nie obejrzany wcześniej film pod tym tytułem (nawiasem mówiąc znacznie lepszy niż książka) a także jeszcze wcześniej przeczytana książka Julii Child "Moje życie we Francji" chyba szybko bym ją porzuciła. Dotrwałam jednak do końca, momentami wybuchając śmiechem ale i autentycznie podziwiając bohaterkę za doprowadzenie do końca tak śmiałego projektu, jakim jest przerobienie całej francuskiej książki kucharskiej z lat 60-tych. Tym nie mniej język powieści, jak i zachowania bohaterki czasem raziły. Nazywanie też samej siebie pisarką, podczas gdy napisało się tylko tę jedną książkę według mnie jest przesadą...

Ocena: 4
kategoria: Obyczajowe

2) Philippa Gregory "Czerwona królowa"

Historia Małgorzaty Beaufort, matki pierwszego króla z rodu Todorów- Henryka. Surowa i pobożna, nie widzi jednak jak bardzo jej życie przepełnia ambicja, dla której poświęca wszystkie swoje działania, a także swoje osobiste szczęście i miłość...Aby uczynić syna królem i zostać matką królową nie cofa się nawet przed zgodą na zamordowanie synów króla Edwarda Yorka. Wszystkie swoje czyny tłumaczy wolą Bożą i nie chce widzieć w nich woli własnej. Książka napisana znakomitym językiem, pozwala wczuć się w atmosferę XV-wiecznej Anglii.

Ocena: 6
Kategoria: Historyczne